poniedziałek, 8 grudnia 2014

Przygotowania do świąt cz. 1 Kalendarz adwentowy

My też mamy swój kalendarz adwentowy. 
Zrobiony z papierowych torebek śniadaniowych. 
A co w środku?
W każdej torebeczce mały upominek, np. pieczątki, brokatowe długopisy, naklejki, kucyk Pony, ludziki Duplo, rękawiczki, bilet do kina, bombka, foremka do ciasta i kilka słodkości - m&m, cukierki galaretki, jajko niespodzianka, kinderki.

I oczywiście to co tygryski lubią najbardziej, czyli zadania :):
sporo plastycznych: wieniec adwentowy, bałwanki z waty, witrażyki, mikołaje, reniferki, ozdoby choinkowe...
kulinarne: ciasteczka i słodkie prezenty dla dziadków

dla innych: przygotowanie paczki dla ubogich, dokarmianie kotów i ptaków


To nasz pierwszy kalendarz. Po pierwszym tygodniu już wiem, że lepiej przygotować karteczki i wrzucać je dzień wcześniej, bo czasem dzień nie pozwala nam na wykonanie zadania.

A oto nasz skromny kalendarz:

wtorek, 2 grudnia 2014

Święto Misia - Przygoda z książką.

Ci z Was, którzy zaglądają do nas na facebooku wiedzą, że Gagatkowa Mama w końcu dorobiła się nowego, sprawnego laptopa. Niestety zmiana z windows xp na windows jeden, przegranie wszystkich ważnych plików i opanowanie sprzętu mi zajęła. No i mam zaległości. No to nadrabiam.

Na pierwszy rzut Przygoda z książką, post zeszłotygodniowy. Akurat w tamtym tygodniu obchodziliśmy Święto Pluszowego Misia i w takim temacie też powstał post.


W ramach Święta Pluszowego Misia w ramach akcji Przygody z książką, postanowiłam zrobić podsumowanie naszych przeczytanych książeczek Misiowych:


Obudź się, mały misiu! - Christine Retll 
Cudowna książka dla najmłodszych czytelników (sugerowany wiek to 2 lata). Prosty tekst i piękne ilustracje. Opisywaliśmy ja tutaj 




Stare misie nie chodzą po drzewach. -  Heidi Howarth, Daniel Howarth 
Książka o wartościach. Ciepła opowieść o wartościach starości, o tym, że od każdego możemy się czegoś nauczyć, o relacjach rodzinnych. Do tego przepiękne ilustracje. Więcej znajdziecie tutaj.


Paddington Michael Bond - wersja skrócona
Znalazłam wersję dla młodszych dzieci. Większy format, mniej tesktu, ale to nadal ten sam Paddington. Koniecznie musimy go odświeżyć. Więcej tutaj.



i na koniec moja ulubiona misiowa książeczka

Brzuchatek - Smallman Steve
Fantastyczna opowieść o tym, że każdy niesie ze sobą jakąś wartość, każdy jest potrzebny. Do tego przecudowne ilustracje. Więcej znajdziecie tutaj


Oczywiście z misiowych książeczek czytamy jeszcze różne opowieści o Puchatku (w disneyowskiej wersji), posiadamy także naszego polskiego Misia Uszatka. I niedługo chyba poznamy klasycznego Kubusia.

Post powstał w ramach akcji:






poniedziałek, 24 listopada 2014

Pomysły na prezenty świąteczne. Z myślą o 3,5 letniej Agu.

Dziś moje pomysły, zachcianki co bym chciała dla Młodej. Na pewno nie wszystko z tej listy kupimy (przynajmniej nie od razu).

Po pierwsze zabawki:

Gra Hop Hop Żabki - pisałam o niej w "listopadowych podoba mi się" - już jest, leżakuje schowana w szafie :) Mam nadzieję, że się spodoba :) Cena ok. 75 zł

źródło: merlin.pl


Duplo Safari - kolejny pewniak, tym razem pod choinkę. Wydaję mi się, że to ostatni zestaw Duplo jaki kupimy :( W przyszłym roku pewnie będziemy próbować ze zwykłymi.



Choć bardzo chciałabym jeszcze pociąg. Ten zwykły manualny. Fajny jest z Unico Hello Kitty. Jakościowo też porządny. O właśnie taki typ mi chodzi. Cena trochę z duża (ok. 180 zł), więc będę szukać używanej

źródło: allego.pl


I muszę koniecznie dokupić babcię. Agata wiecznie narzeka, że nie ma babci... aaaa... wpadł mi teraz w oko ten zestaw. Jest babcia i duży koń i chłopiec...



Klocki - układanka - mieliśmy takie jak Agu była całkiem mała. Uległy destrukcji niestety. Najbardziej mi się podobają te od Djeco, ale cena jak dla mnie przesadzona, może zamówię takie. Agata bardzo lubi Dośkę (ok. 17 zł):


Śmieciarka Play-Doh na jej widok w tv Agatce oczka się świecą (ok. 80 zł)



Ubranka dla bobasa - co prawda Agata lalkami się nie bawi, ale mamy jednego bobasa (również po wnuczce sąsiadki) i ma okropne ubranko... Na allegro kupimy coś.

Mikrofon ;) - ja bym chciała taki z możliwością nagrywania ;)

Po drugie książki:

Wielka księga przygód Basi 

Piaskowy Wilk


Pospiesz się Albercie

Także Mikołaju przybywaj ;)


* zdjęcia książek pochodzą ze strony merlin.pl. Ceny z allegro

niedziela, 23 listopada 2014

Mamo, połamigłówkujemy?... Logico primo

Dziś rzecz o czymś genialnym w swej prostocie. 
Niestety nie mogę się doszukać, kto to wymyślił, ale naprawdę to świetny pomysł.

Logico primo to tabliczka, niewiele szerszą od A4, na której umieszczone jest 6 kolorowych guziczków, którymi dziecko manipuluje szukając dobrej odpowiedzi. 


Do tej tabliczki wsuwa się książeczkę i rozwiązuje różne łamigłówki. Zabawa polega na tym, żeby dopasować odpowiedni kolor guziczka do odpowiedzi (to tak proste, że aż ciężko się opisuje) - spójrzcie:



Agu jak już zacznie to bawi się naprawdę bardzo długo. Sama też sobie sprawdza odpowiedzi, które umieszczone są na drugiej stronie - porównuje się ułożenie guziczków.

Logico primo jest przeznaczone dla dzieci przedszkolnych, czyli od 3 do 5 lat. Każda książka (jest ich ok. 25) przeznaczona jest dla danej grupy wiekowej, w tym dla 5-latków są książeczki tematyczne, np. liczby, czy ruch drogowy.
Pokażę Wam kilka przykładowych stron (wszystkie pochodzą z książeczek dla 3-latków "Trzylatek. Bawię się i uczę", "Jeden dzień z Anią i Piotrusiem", "Przedszkole trzylatka"):






Świetnie się też sprawdza w podróży, nie potrzeba kredek, ołówków, stoliczków. Nam służyło również jako podkładka do malowanek:



Koszty: tabliczka ok. 25 zł ; jedna książeczka ok. 11 zł.
* nie mogę zapanować nad tym, aby zdjęcia były lepsze...


czwartek, 13 listopada 2014

Populanonaukowo dla najmłodszych - Nasze ciało/Jem zdrowo

Jaki czas temu wyszperałam w Biedronce niewielkie książeczki z wydawnictwa Olesiejuk. O takie:



To niewielkie, bardzo kolorowe książeczki, których tematyka oscyluje wokół ciała człowieka. Z tej serii są jeszcze Pięć zmysłów i Jak przyszliśmy na świat . W Biedze kosztowały ok. 2,5 zł. W arosie są w cenie ok. 3,5 zł. Wydatek niewielki. Moim zdaniem świetnie nadają się dla dzieci w okolicach 3 urodzin, jako pierwsze książeczki popularnonaukowe.

Pierwsza - Nasze ciało - opisuje w przystępny sposób ludzki organizm, zaczynając od komórki, poprzez wszystkie układy, zmysły, na dbaniu o zdrowie kończąc. No końcu książeczki znajduje się quiz.



Książka zawiera podstawowe informacje o ludzkim ciele, przekazane w sposób prosty, ale zgodnie z fachową terminologią, znajdziemy więc takie trudne słowa jak limfocyty, neurony, limfa czy plemniki (które zakłopotały dziadków, którzy z Gu oglądali książeczkę, no bo jak to z 3-latką o plemnikach ;) Ponieważ książeczka nie jet bogata w treści, jest punktem wyjścia do rozmów o organizmie.



Drugą książeczką jest Jem zdrowo. Tutaj dzieci zapoznają się z tematem zdrowego odżywiania (choć to zależy jakie macie poglądy na jedzenie (czyli nie bezmleczna i bezglutenowa dieta ;)). Mamy także stronę poświęconą bezpieczeństwu w kuchni, higienie zębów, a także rozdział Co jadali nasi przodkowie. Opisane mamy też różne kategorie produktów takie jak zboże, warzywa, nabiał itd. (ciekawe czemu nie ma o mięsie ;))Również tutaj na końcu znajduje się quiz.



Autorką obu jest Eleonora Barsotti.
Obie z Agu lubimy te książeczki, dla niej są atrakcyjne, bo kolorowe, wesołe. Dla mnie, bo to taka biologia w pigułce. No i cena bardzo przyjemna. Jestem bardzo ciekawa tej, która opowiada skąd się biorą dzieci, więc chyba niedługo pojawi się w naszej biblioteczne :)

Post powstał w ramach akcji Przygody z książką

wtorek, 11 listopada 2014

Podoba mi się... - listopadowe znalezione w sieci

Nowy cykl (mam nadzieję, że co miesięczny ;). Jestem uzależniona od oglądania różnych dzieciowych sklepów, księgarni itp. żałuje, że mój portfel nie jest bez dna, a mieszkanie z gumy...

W tym miesiącu wpadło mi w oko:

- nowa seria puzzli dla maluszków od Trefla - Baby fun W wersji 6 i 8 elementowej. Z postaciami z bajek (Kubuś Puchatek, Kucyki, Minnie, Peppa), a także ze zwierzętami znanymi z zabawek Fisher Price. Układa je się w ramce. Cena na czytam.pl to niecałe 10 zł za obrazek. Warte uwagi dla dzieciaków w okolicy 2 urodzin.
  1. źródło:merlin.pl

- znów Trefl i seria Mały Odkrywca - 12 rodzajów - tutaj są opisane wszystkie klik. Mnie najbardziej zaciekawiły zestawy: Zawody, Co i gdzie, Pory roku. Na czytam.pl ok. 14 zł za pudełko.
źródło: eduksiegarnia.pl

- gra zręcznościowa Skaczące żabki od Mattel. Bardzo się podobała mężowi, więc jest wysoko na liście prezentów mikołajkowo-świątecznych. Gra polega na umieszczeniu żabek na ruszającym się drzewie. Cena na allegro ok. 80 zł

źródło:megadyskont.pl

- i jeszcze jedna gra Magnetyczny kuferek - twarze od Janod. Piękna rzecz. Układamy wg wzoru albo wg widzimisie. Dzięki magnesom sprawdziłaby się w podróży. Cena dość wysoka ok. 85 zł.
źródło: fabrykawafelków.pl


poniedziałek, 27 października 2014

Przygoda z książką # 2 - książka najważniejsza w 2014

Post bardzo spóźniony. W kwestii wyjaśnień - nasz komputer po 7 latach świetnej służby żegna się z nami. Od jakiegoś (dłuższego) czasu przegrzewa się, w końcu 2 tygodnie temu odmówił dalszej współpracy. Więc szukamy z mężem, dyskutujemy itd. Wczoraj pojechaliśmy po nowy, nie było takiego jak chcieliśmy. Włączyłam stary i... działa. (ledwo, nie daje rady z grafiką, stąd też zdjęć nie będzie) - w związku z tym posty z cyklu Dziecko na Warsztat ukażę się z tygodniowym poślizgiem, co mam nadzieje, zostanie mi wybaczone.
Ale do rzeczy.
-----------------------------------------------------------------------------


Dziś będzie o książce, która okazała się być najważniejszą w tym roku. Właściwie o całym cyklu książek. Dlaczego właśnie te? Bo Przygoda z książką to ewidentnie przygoda z czytaniem. Fascynującym zajęciem, kiedy ciąg dziwnych znaczków, staje się słowami, te zdaniami, te historią, która wyzwala w nas emocje...
Póki co ta moja i Agatkowa przygoda z czytaniem jest wspólna. Ja czytam, ale i uczę czytać. A naukę czytania Agu bardzo lubi.
Dlatego dziś bohaterką naszego postu będzie pani Jagoda Cieszyńska, dzięki której możemy nauczyć się czytać w atmosferze zabawy. Pierwszy raz kiedy córa nadała sens tym dziwnym znaczkom, był dla nas wielkim wydarzeniem.

źródło: http://www.eduksiegarnia.pl/images/wydawnictwo_edukacyjne/kocham_czytac_pakiet_18.jpg

Wracając do książek. Korzystamy z serii Kocham Czytać. I może nie jest ona fenomenalna pod względem ilustracji, warstwa tekstowa jest bardzo uboga ;) Ale widok kiedy Twoje dziecko samo sięga po książkę, samo czyta jest... niezwykłe i wzruszające :) Dlatego też te pierwsze książki czytane samodzielne są dla mnie najważniejsze. Mam nadzieję, że przerodzi się z nich miłość do czytania.

poniedziałek, 6 października 2014

Tygodniowe czytanki # 3 - wielorazowa gra o pieskach


Miałyśmy przerwę w czytaniu, w lato były ciekawsze rzeczy, ja też nie zmuszam. Ale wracamy do tematu, bo widzę u Agaty coraz większe zainteresowanie czytaniem, a jeszcze większe pisaniem, chodzi z kartką i coś wiecznie zapisuje w sobie tylko znanym piśmie. 
Powracamy z naszym zaczętym cyklem pt. tygodniowe czytanki, gdzie prezentować będziemy, jak Agata czy się czytać metodą symultaniczno-sekwencyjną p. Cieszyńskiej.

Wymyślam pomoce, żeby nauka była przyjemnością. Najbardziej lubię robić takie wielorazowe, które będę mogła wykorzystać przy różnych zestawach sylab. Ale wymyślam też pomoce, których produkcja trwa poniżej 5 minut. Dziś pokażę 3 takie wymyślunki.



Naszą "naukę" zawsze zaczynamy od przeglądu sylab. Wygląda to zawsze tak samo. Powtarzanie, wskazywanie, nazywanie. Te opanowane tylko wybrany miks. Natomiast te ostatnie wszystkie, obecnie jesteśmy na paradygmacie z m. 



Jest to trochę nudne i Agatę szybko zniechęca. 

Pierwsza zabawa:
Na kartce papieru napisałam sylaby. Na drugiej wypisałam te same sylaby i podkleiłam taśmą dwustronną. Powycinałam i powstała dopasowanka-wklejanka.



Druga zabawa:
Na kartce znów napisałam sylaby. Obok położyłam nakrętkę od plakatówki. Pokazywałam sylabę, Agata czytała i pac paluszkiem umazanym w farbie. Proste i atrakcyjne, bo można się wybrudzić.





Trzecia - pracochłonna, ale wielorazówka.
Wydrukowałam obrazki piesków i miski. Zalaminowałam, wycięłam w miskach otwory. Do tego wydrukowałam kości i też zalaminowałam. Dzięki temu mogę napisać flamastrem, a potem zetrzeć ;) (jeśli nie macie laminarki, można zastąpić taśmą klejącą).



I na koniec czytamy wyrazy. Jetem dumna z mojej córki, bo właściwie składanie w sylaby nie sprawia jej większego problemu. Choć w tym paradygmacie jeszcze trochę posiedzimy, bo Agata sylaby częściej rozróżnia po samogłosce niż po spółgłosce.


Przeczytała też pierwsze zdanie: Emu ma pupe (co prawda z błędem, ale co tam :P)

Wymyśliłam też, że będę wrzucać pomoce do druku. Może komuś się przyda :)


czwartek, 2 października 2014

Książka roku (no prawie ;) - Przygody z książką

Dziś spóźniony post z cyklu - Przygody z książką, projekt zainicjowany przez autorkę bloga Dzika jabłoń. Od wczoraj do 17 grudnia będziemy się spotykać w co drugą środę, żeby bawić się książkami. Zastanawiałam się co powinno iść na pierwszy ogień i pomyślałam, że najpierw pokażę Wam to co najbliższe sercu mojej córki. Książkę tę dostała na swoje 3 urodziny i od tamtej pory jest książką najulubieńszą :)


I to wcale nie jest nowość, ba to nawet nie jest współczesna książka. Jest ona starsza od mojej córy, jet nawet starsza ode mnie. I tak samo bawi jak 48 lat temu, kiedy było jej pierwsze wydanie...



Otóż ta ulubiona książka to Nasza mama czarodziejka Joanny Papuzińskiej, wydana była w 1968 roku (wg Wikipedii), nie pamiętam czy ją czytałam jako dziecko. Poleciła mi ją Szaja z Dzieciologii i od razu podbiła serce mojej córy.

W książce tej spotykamy mamę zwykłą-niezwykłą. Bo jest taka jak inne, troskliwa, ciepła i kochająca. Ale potrafi czarować. Jest ona bohaterką ośmiu opowiadań, genialnych opowiadań. Zabawnych i przewrotnych. 



Mnie najbardziej ujmuje w tej książce walor edukacyjny (że tak to określę) - mama czarodziejka jest dobrym człowiekiem, nie traktuje nikogo powierzchownie, widzi to, czego inni nie dostrzegają. W wielkoludzie dostrzega chłopca z problemami, potwora chroni przed linczem.
To taka ciepła opowieść, bez "fajerweków", cudów na kiju. Po prostu historia o tym, że mama jest dobra na wszystko. 

Kiedy tak patrzę na zdjęcie starszej pani na okładce, myślę sobie, że musi być cudownym człowiekiem. Pani Joasiu dziękuje za te chwile wzruszeń przy tej książce...



Jeśli chcecie zajrzeć do innych blogerek biorących udział w akcji tutaj jest lista :)

poniedziałek, 29 września 2014

Świętokrzyskie czarownice - DNW # 1



Dziś nasze pierwsze spotkanie z cyklu Dziecko na Warsztat. Troszkę się denerwuje, tym bardziej, że towarzystwo jest liczne i bardzo kreatywne. A my dziś skromniutko. Mieliśmy inne plany. Chcieliśmy pojechać na wycieczkę, pokazać Wam nasze świętokrzyskie atrakcje bardziej osobiście, ale choróbska pokrzyżowały nam plany :/ Ale co się odwlecze to nie uciecze, kiedyś ten plan zrealizujemy. A teraz do rzeczy i zapraszamy na nasz skromniutki warsztat:

Pierwszy warsztat to warsztat lokalny, temat przewodni u nas to legenda :) 

Długo zastanawiałam się jak przekazać 3-latce jej miejsce na świecie. Z pomocą przyszedł pinterest i prace zatytułowane me on the map i postanowiłam, że zrobimy własną wersje, wycięłam koła z brystolu oraz kontury Ziemi, kontury Europy, Polskę, województwo, zdjęcie miasta i zdjęcie Agatki :) Opowiadałam zaznaczałam na mapie i przyklejałyśmy. Później zrobiłam dziurkę dziurkaczem i związałam wstążką :)




Następnie oglądałyśmy mapę Polski i pokazywałyśmy, gdzie mieszkamy - a mianowicie w cudownym, acz niedocenianym zakątku Polski, jakim są Góry Świętokrzyskie. Następnie oglądałyśmy albmy z najpiękniejszymi elementami naszego województwa, o których ja opowiadałam :)

Następnym elementem było pokazanie Agatce ludowego stroju świętokrzyskiego. Opisywałyśmy go, a następnie zrobiłyśmy kilka własnych ubieranek. Materiały pochodzą z tej strony:http://www.polalech.pl/swietokrzyski-ubieranka.htm (fajne, choć po wydrukowaniu kiepska jakość). Bardzo się mojej córce ta zabawa podobała :)


Następnie pokazałam Agatce na mapie górę... i opowiedziałam legendę o powstaniu gołoborza, wspomagając się sylwetami )niestety aparat zeżarł zdjęcia :/

Dawno, dawno temu na Łysej Górze spotykały się wszystkie czarownice. Za dnia były normalnymi kobietami, zaś w nocy dosiadały mioteł, wypowiadały tajemne zaklęcia i udawały się na spotkanie z piekielnymi mocami, gdzie do rana przygotowywały tajemne mikstury, odprawiały tajemne rytuały, bawiły się i tańczyły. Jednak przyszedł czas, w którym na szczycie Łysej Góry mnisi zbudowali Klasztor, w którym przechowuje się relikwie św. Krzyża. Nie spodobało się to czarownicą i ich diabelskim przyjaciołom. Dlatego postanowiły wspólnie z diabłami go zniszczyć. Wzięli wielki głaz, który chcieli zrzucić na Klasztor, jednak był on tak ciężki, że nie zdążyły go zrzucić zanim minęła noc. Głaz zostawiły i stoi tam po dziś dzień, a ludzie nazywają go. Jednak nie poddawali się i spróbowali jeszcze raz, wzięli wielką płachtę i napełnili ją ogromną ilością kamieni. Kiedy zbliżali się już do Klasztoru, hałas zbudził gęsi, które narobiły rabanu. Obudził się jeden z mnichów, który zaczął bić w dzwon, co przestraszyło diabelskie moce. Diabły i czarownice puściły płachtę i kamienie rozsypały się po cały, zboczu - i tak właśnie powstało gołoborze

Następnie z talerzyka i kartonu zrobiłyśmy kapelusz czarownicy:


Miałam zaplanowane jeszcze trzy elementy, ale niezdążyłyśmy, dlatego napiszę cdn :)

Bawiłyśmy się bardzo fajnie. Żałuje tylko, że nie mogłam Agatce tego pokazać na żywo, ale mamy czas :)
A teraz lecimy zobaczyć co u innych :)

poniedziałek, 22 września 2014

Poniedziałkowe rozkminki wychowawcze - czyli moje spojrzenie na rodzicielstwo bliskości

Już od dawna zastanawiałam się nad cyklem wpisów o moim spojrzeniu na wychowania, ale zupełnie nie wiedziałam, jak do tego się zabrać. Postanowiłam zebrać moje rozmyślania w cykl, a że na dzień publikacji wypadł poniedziałek, stąd taka nazwa. Zapraszam:

Ci z Was, którzy mnie znają trochę lepiej, wiedzą, że najbliższą ideologią wychowawczą jest rodzicielstwo bliskości.Nie było to tak, że od zawsze wiedziałam, że taka będzie droga, sama zostałam wychowawywana w duchu dalekim od RB. Skażona jestem też nauczycielskim behawioryzmem. Czyli właściwie skąd mi się wzięło to RB?


Kiedy jeszcze nie miałam dziecka, wszystko wydawało mi się bardzo proste. Dziecko absolutnie nie może spać z rodzicami, musi być karne i posłuszne. Lubiłam i zgadzałam się z większością metod Super Niani.
Moda na chustowanie - jej dużo zawdzięczam. Stwierdziłam, że chcę nosić w chuście. I zaczęłam się wgłębiać w chustoforum i tam po raz pierwszy usłyszałam o tym, że można inaczej. Zaczęłam czytać W głębi kontinuum (którego nigdy nie skończyłam), następnie Mądrych Rodziców i oczy mi się otwierały. 
Pamiętam siebie jako dziecko, nastolatkę - byłam utrapieniem, współczuje mamie, że taka byłam. Im więcej czytałam tym bardziej rozumiałam swoje zachowanie. I w pewnym momencie poczułam - chcę inaczej. Nie będę opisywać czym jest RB, opowiem tylko o tym co dla mnie jest ważne w nim.

Rodzicielstwo Bliskości bardzo często kojarzone jest tylko i wyłącznie przez pryzmat chustowania, długiego karmienia piersią i spania z dzieckiem. Moja córka momentalnie usypiała w wózku, lubiła bawić się na podłodze, więc nie była dużo noszona, karmienie piersią (osobny wątek do poruszenia kiedyś tam) - córka od 6 tygodnia życia była wyłącznie butelkowa, o spaniu z dzieckiem kiedyś pisałam (córa spała niemal od początku sama, później bywało różnie). Ale dla mnie żaden z tych elementów to nie jest RB - to tylko hmm... elementy pomocne i przydatne.

Czym jest dla mnie RB? Mogłabym je zamknąć w trzech słowach - ZROZUMIENIE, EMOCJE, POTRZEBY.

Pierwszym krokiem było zrozumienie, że dziecko jest dzieckiem i zachowuje się jak dziecko. Kiedy zaakceptowałam ten fakt, dodatkowo poczytałam o rozwoju i psychice maluchów, wszystko stało się łatwiejsze. Dziecko rodzi się ze swoim dziecięcym umysłem, z dziecięcym postrzeganiem świata, dziecięcymi problemami. On nasz świat dorosłych, nasze dziwne reguły i normy dopiero poznaje. Ono nie wie, co to pieniądzie, czas, pośpiech... Ono patrzy na świat bardzo prosto. Jeśli patrzę na dziecko, jak na dziecko, przestaje wymagać, wszystko staje się zrozumiałe. Ja w swoim trzydziestoletnim niemalże życiu widziałam miliony ślimaków, moja córka nie, więc czemu się dziwie, że jest nimi tak zainteresowana, że mogłaby patrzeć w nieskończoność... Jeśli zrozumiem, że noworodek budzi się po raz tysięczny w nocy, nie po to, żeby zrobić na złość, tylko faktycznie potrzebuje bliskości, jeśli zrozumiem, że w jego małej główce jest zakodowane: halo, potrzebujesz dorosłego, by przeżyć, jest mi prościej.

Emocje - to było dla mnie (i właściwie jest ciągle) trudne. Dać prawo do wyrażania emocji nie tylko dziecku, ale i sobie. I mówić o nich otwarcie. Ja tłumię w sobie wszystkie emocje, po czym wybucham, bardzo nie chciałabym tego dla córki. Dlatego pozwalam jej okazywać te emocje, jak tylko chce, co łatwe nie jest, bo dziecko kontrolować ich nie umie, więc kiedy jest złe, jest złe całym sobą. Staram się być obok i pomóc nauczyć się te emocje wyrażać.
Ale daje sobie prawo również do emocji. Kiedy jestem zła na córkę, bo zalała całą łazienkę wodą - to o tym mówię, kiedy jestem smutna, bo coś tam, też o tym mówię.
Daję sobie też prawo do bycia nieidealną, nieheroiczną matką niepolką. Daje sobie prawo do bycia sfrustrowaną z powodu nieprzespanych nocy, złą na przytłaczającą ilość obowiązków, zdenerwowaną, smutną... staram się nie udawać, choć nie jest mi łatwo

Potrzeby - a właściwie równowaga potrzeb. Moje potrzeby, potrzeby męża, córki, rodziny są równie ważne. Wszyscy jesteśmy równie ważni. Musimy się tylko dogadać, jak to zrobić, abyśmy wszyscy byli zadowoleni.

W związku z tym najważniejszym filarem RB w moim odczuciu jest ROZMOWA. Bardzo szeroko rozumiana :) rozmowa niewerbalna - wymiana uścisków, przytulasków. o sprawach ważnych i mniej. Z dzieckiem, z mężem, rodzinnie. Rozmawiać o wszystkim, o tym co miłe i mniej.

Co najbardziej urzekło mnie w rodzicielstwie bliskości - to że traktuje się dziecko jak człowieka, z szacunkiem jemu mu należnym, nie jak kogoś z kim trzeba sobie poradzić, walczyć o coś. RB bliskości nie mówi: bez moich rad sobie nie poradzisz, wręcz przeciwnie zachęca do wsłuchania się w siebie, własną intuicje, dziecko. W RB nie ma musisz



Piszę i piszę, a jeszcze nawet połowy tego co bym chciała nie napisałam. Czyli mam dużą potrzebę pisania o tym, więc pisać będę jeszcze nie raz. Na pewno jeszcze o RB, ale także o moich doświadczeniach nauczycielskich o tym co mi tam w duszy siedzi :)

piątek, 19 września 2014

Cisza przed burzą, czyli co było, co będzie


Ostatnio każdą wolną chwilę spędzamy na naszym nowym kawałku świata. Plewimy, grabimy, sadzimy i korzystamy z ostatnich ciepłych dni. 
Ale szykuje się kilka nowości:


  1. Dziecko na warsztat - obserwowałam pierwszą edycję, która bardzo mi się podobała i marzyłam o drugiej. No i jest :) A my w nim :) Pomysłodawczynią jest Sabina - autorka bloga Projekt Londyn. Zerknijcie, kto jeszcze bierze udział :http://projektlondyn2014.pl/2014/09/15/blogi-ii-edycji-dziecka-warsztat-2/
  2. Kolejny projekt tym razem pomysłodawczyni to autorka bloga Dzika Jabłoń. Jak tylko zobaczyłam ten pomysł od razu wiedziałam, że to coś dla nas - Przygoda z książką, więcej poczytacie tu: http://dzikajablon.wordpress.com/2014/09/09/przygody-z-ksiazka-nowy-projekt-blogowy/
  3. Parafrazując - wszyscy mają fejsa, mamy i my :D Długo się zastanawiałam, aż w końcu stwierdziłam, że biorąc pod uwagę, to że startujemy w dwóch projektach, to ułatwi nam to pracę - https://www.facebook.com/wgagatkowymswiecie - jeszcze nie wiem jak to dokładnie będzie wyglądać, ale postaram się :)

czwartek, 11 września 2014

Baśnie świata z cyklu Autobajki


W czasie podróży dzieci się nudzą, można by sparafrazować słowa znanej piosenki. Na forach internetowych jak grzyby po deszczu pojawiają się pytania - jak przetrwać kilkunastogodzinną podróż z dzieckiem? Mamy taką wakacyjną podróż za sobą (pociągiem), na tę okoliczność zakupiłam kilka(naście) nowych rzeczy i będę pokazywać. Są to rzeczy, które sprawdzą się nie tylko w podróżach długich, ale i w kolejkach do lekarza, czy w czasie deszczowej pogody. Zapraszam :)

Na pierwszy ogień pójdzie prezent :)


Wydawnictwo Publicat wypuściło nową serie - Autobajki. W skład wchodzą cztery pozycje:
Baśnie Hansa Christiana Andersena
Baśnie Braci Grimm
Baśnie Charles'a Perraulta
Baśnie Świata

My posiadamy tę ostatnią.



W skład wchodzi książeczka aktywizująca (troszkę większa niż zeszyt A5) oraz płyta cd z bajkami.
Książeczka wycięta jest w kształt auta z rączką do przenoszenia i miejscem na płytę. W środku znajdują się łamigłówki o różnym stopniu trudności tematycznie związane z nagraniami. Zadania są różne: kolorowanki, labirynty, dobieranki i inne). Świetnym pomysłem, a zarazem bardzo prostym, jest umieszczenie w książeczce grubej tekturki, umożliwiającej rozwiązywanie zadań "na kolanie". Bardzo sprytne rozwiązanie :)


Bajek na płycie jest sześć. Są one krótkie trwają około 3 minuty. Czytane są przez aktorkę Magdalenę Różczkę. Jest ona profesjonalna, nie ma się do czego przyczepić, choć ja nie jestem fanką jej głosu ;)

Cena na okładce to 19,90.

A tu zdjęcia książeczki w akcji, podczas podróży nad morze :)
Ech, zdjęcia będą w późniejszym terminie, bo coś bluetooth w komputerze szwankuje :/


P.S. Wybaczcie koszmarnej jakości zdjęcia

Powakacyjnie

Witamy powakacyjnie :)
U nas dużo zmian.
Agatka stała się przedszkolakiem. Jak na razie bardzo lubi woje przedszkole, chodzi tam chętnie, adaptacja też przebiegła bez łez.
Będziemy miały trochę miej czasu na aktywności, ale bardzo chcę wrócić do pisania, więc coś będziemy wymyślać.
No i główną przyczyną naszej długiej nieobecności, był zakup działki w ROD, będziemy mieli swój malutki 300 metrowy skrawek ziemi, spodziewajcie się, więc wpisów ogrodniczych.
Pozdrawiamy
Paulina i Agata :*

poniedziałek, 28 lipca 2014

W świecie muzyki - poznajemy instrumenty

Podczas naszego pobytu w Gdańsku odkryłam u mojej córki zafascynowanie muzyką i to nie byle jaką, bo klasyczną (a właściwie klasycznymi instrumentami). Zahipnotyzowana patrzyła na panie grające na skrzypcach, kontrabasie (swoją drogą to cudowne jest spacerując po długim targu móc napawać się piękną muzyką i móc pokazać dziecku jak wyglądają skrzypce, czy flet).

Dziś u nas deszczowo, więc postanowiłam trochę pobawić się muzyką - spontanicznie. Z pomocą przyszedł nam blog Izy i jej córeczki Zosi http://zosiamosia.blogspot.ch/. Ściągnęłam i wydrukowałam karty z instrumentami, które zamieściła Iza (dziękuje Ci dobra kobieto). Co prawda karty są do lekcji trójstopniowej, ie bardzo nam pasowały podpisy (bo nie uczymy globalnie czytać), ale wykorzystałyśmy je na swój sposób. 





Każdy obrazek instrumentu ma parę. Te bez podpisu rozłożyłyśmy na podłodze, te z podpisami ja trzymałam. Dawałam Agacie kartę z mojej kupki, czytałam jak nazywa się instrument, puszczałam z chomika bądź yt dźwięk owego * i Agu szukała drugiego do pary. Nie korzystałyśmy z całego zestawu na raz. Najbardziej Agatce spodobał się klarnet. Było też trochę tańca :)





Do tej zabawy będziemy na pewno wracać. Obie uczymy się przy niej dużo. Bardzo bym chciała, żeby moja córka miała choć trochę wrażliwości muzycznej i umiała grać na jakimś instrumencie (ot takie niespełnione ambicje matki :))

* koniecznie muszę sobie poszukać odpowiednich dźwięków, bo spontanicznie ciężko idzie. Gdy będę mieć taki zestaw, podzielę się, może komuś się przyda.

sobota, 26 lipca 2014

Relaks...

Wróciłyśmy znad morza.
Było fantastycznie. Pogoda cudowna.
Pierwszy tydzień spędziliśmy z dziadkami. Wczasy z babcią i dziadkiem mają swoje plusy. Matka odpoczywała, przed te dni przeczytała 4 książki. Agatka co prawda żywiła się żelkami, watą cukrową i lodami, wszystko co tylko chciała dziadkowie od razu realizowali. Ale przymykałam oko, w końcu to wakacje, a dziadkowie są od rozpieszczania...
Drugi tydzień spędziliśmy z Gatkowym Tatą. (tu niestety miałam miej czasu na czytanie ;).



Gdańsk jest moim ukochanym miastem :) Leżąc na plaży dyskutowaliśmy z Mężem jakby to było jakbyśmy rzucili wszystko i tam się przeprowadzili.

Nie robiliśmy nic ciekawego. Tylko grzebaliśmy w piasku. Kopaliśmy wielkie doły i skakaliśmy przez fale.

Natomiast zaopatrzyłam się na podróż w torbę gratów, z których wszystkie okazały się fajne. Kiedy tylko ja to wszystko pokażę :)