piątek, 28 lutego 2014

Metoda krakowska - garść teorii cz. 1

Jakiś czas temu podjęłam decyzję, że Agata będzie "uczyć" się czytać metodą symultaniczno-sekwencyjną, autorstwa pani Jadwigi Cieszyńskiej. Wydaję mi się ona najbardziej naturalna i najłatwiejsza do opanowania przez dziecko w wieku przedszkolnym.

Ale do rzeczy:
metoda ta stworzona została z myślą o dzieciach z dysfunkcjami (niesłyszących, zagrożonych dysleksją, z obniżoną sprawnością intelektualną, zaburzeniami komunikacji językowej), oczywiście jest też dobra dla dzieci zdrowych.

Na czym polega ta metoda:

Składa się z dwóch elementów. Ćwiczeń wspomagających i właściwych zajęć czytania. 
Do nauki czytania przydają się książeczki z serii Kocham czytać (można bez nich, ale po co utrudniać sobie życie. Jedna książeczka w arosie kosztuje niecałe 9 zł). 

Pierwsza część - 17 zeszytów- wprowadza wszystkie litery. Pierwszy zeszyt to samogłoski, drugi wyrażenia dźwiękonaśladowcze, kolejne to sylaby - każdy zeszyt to wprowadzenie dwóch paradygmatów.
Kolejność jest taka:
3. Sylaby z P i M,
4. Sylaby z B i L,
5. Sylaby z F i W,
6. Sylaby z T i D,
7. Sylaby z S i Z,
8. Sylaby z K i G,
9. Sylaby z J i N,
10. Sylaby z SZ i Ż, RZ,
11. Sylaby z C i DZ,
12. Sylaby z H, CH i Ł,
13. Sylaby z CZ i DŻ, DRZ,
14. Sylaby z Ś, SI i Ź, ZI,
15. Sylaby z Ć, CI i DŹ, DZI,
16. Sylaby z Ń, NI i R,
17. Sylaby z Ą, Ę.

Druga część zeszytów od 18 do 30 to teksty do czytania, uporządkowane wg stopnia trudności.

Etapy nauki czytania sylab:
1. powtarzanie wypowiadanych przez dorosłego samogłosek lub sylab i pokaz zapisu graficznego
2. rozumienie (rozpoznawanie) - wskazywanie przez dziecko wypowiedzianej przez dorosłego samogłoski, sylaby, wyrazu
3. nazywanie - samodzielne czytanie.

Etapy nauki czytania:
I. od samogłosek prymarnych do sylaby otwartej
II. od sylaby otwartej do pierwszych wyrazów
III. czytanie sylab zamkniętych
IV czytanie nowych sylab otwartych i zamkniętych
V samodzielne czytanie tekstów

Dziecko przechodzi na wyższy etap dopiero po opanowaniu poprzedniego (dotyczy to zarówno etapów wprowadzania sylab, jak i etapów nauki czytania).

Dzieci w wieku przedszkolnym uczą się na alfabecie drukowanym, wielkich literach.

Ważną częścią tej metody jest globalne rozpoznawanie wyrazów. Pełni ono dwie funkcje - stymuluje pamięć symutaniczną i oddziałuje motywacyjnie (dzieci dość szybko łapią graficzny obraz słów, szybko uczą się czytać w taki sposób, a jeśli coś się udaje to motywuje)
Globalnie przedstawia się dzieciom rzeczowniki w mianowniku (imiona bliskich osób, nazwy zwierząt, pokarmów itp.)
W każdym wyrazie poznawanym globalnie należy wskazać sylaby z jakimi dziecko się zapoznało.

Następny krok to stworzenie słownika poznanych słów - przenosimy na osobne kartoniki słowa wcześniej odczytane na drodze analizy i syntezy sylabowej - pierwszy etap nauki szybkiego czytania. Pomaga również zapamiętać prawidłowy zapis ortograficzny.

Nauka czytania nie może być oderwana od ćwiczeń ogólnorozwojowych wspomagających naukę czytania:

  • stymulacja porządkowania świata od lewej do prawej
  • ćwiczenia dużej i małej motoryki
  • ćwiczenia analizy i syntezy wzrokowej
  • ćwiczenia szeregowania
  • ćwiczenia kategoryzacji
  • ćwiczenia pamięci symultanicznej (prawopółkulowej) i sekwencyjnej (lewopółkulowej)
W następnym poście dokładnie opiszę te ćwiczenia.

Dlaczego akurat ta metoda:
- wczesna nauka czytania wpływa na kształtowanie się asymetrii półkulowej, wg badań sprzyja ształtoaniu się lewej półkuli w procesach językowych, co ma bardzo dobry wpływ na czytanie ze zrozumienie, a co za tym idzie skuteczne uczenie się.
- nie uczy błędnego myślenia, że każdy dźwięk to jedna litera
- uczy sylabami, nie spółgłoskami, których nie da się wymówić w izolacji 
- wspólne czytanie, nauka przygotowuje do prowadzenia rozmów, budowania zaufania, więzi

"Chyba porąbało Cię, żeby trzylatka uczyć czytać"
To nie nauka, a zabawa, moje dziecko lubi wszelakie łamigłówki. Poza tym wykazuje żywe zainteresowanie literkami, pismem.

To są podstawowe informacje. Sama teoria. Na blogu będę pokazywać jak to dokładnie wygląda, jak nam idzie i przede wszystkim, czy Agatce się podoba.

Bibliografia:
Cieszyńska J. Kocham uczyć czytać, Kraków 2008.
Cieszyńska J. Nauka czytania krok po kroku. Jak przeciwdziałać dysleksji, Kraków 2011.
Sylaba.info

środa, 26 lutego 2014

Muffiny - zapraszamy do Gagatkowej kuchni

Tym postem rozpoczynamy nowy kulinarny cykl. :) Mama bardzo lubi pichcić, a już najbardziej piec ciasta. Niestety pamięta ze swojego dzieciństwa, że do kuchni nie wpuszczano, z własną córką postępuje inaczej. Agatka uwielbia pomagać w kuchni i choć mamę czasem denerwuje, że po wspólnych gotowaniu kuchnia wymaga większego sprzątania, jednak zalety przewyższają wady.

Jakie zalety ma wspólne gotowanie:
- kuchnia to raj dla sensoryki dziecka,
- kuchnia to raj dla małej motoryki,
- kuchnia to raj dla zdolności językowych
- kuchnia to raj dla nawiązywania silnych więzów między dzieckiem a rodzicem - to wydaję mi się najważniejsze.

Dziś zaczniemy prosto - lubianym przez dzieci deserem - muffinkami. Nie wymagają dużo pracy, robi się je szybko i niestety szybko znikają


Oto nasz przepis:

220 gram mąki
140 gram cukru
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia

100 ml oleju
150 ml mleka
3 jajka

dodatki wg uznania u nas kostka czekolady :)

Jak to zrobić z dzieckiem:

Zaczynamy od przygotowania składników, szukamy w szafce mąki, cukru, w lodówce mleka i jajek, wykładamy na blat. (moża od razu przygotować w szklaneczkach odpowiednie porcje - kiedyś jak się odwróciłam na chwilę, Agatka złapała olej i wlała do ciasta ;) )


Przygotowujemy dwie miski. 
W zależności od wieku dziecka dozujemy samodzielność. Z moją 2,5 latką wygląda to tak - ja nasypuje/nalewam do dzbanuszka odpowiednią ilość ona przesypuje do miski.

W jednej misce mieszamy (dziecko) suche z dodatkami, w drugiej mokre. Mokre do suchych, wymieszać niezbyt starannie.

Przygotowujemy papilotki i formę. Ja nie mam specjalnej blachy do muffinek, wykorzystuje metalowe foremki do babeczek. Agatka wkłada papilotkę do foremki, ja łyżką nakładam ciasto (do 3/4 mniej więcej), 

Na koniec wrzucamy dodatki większego kalibru dodajemy łyżkę dżemu, nutelli, truskawkę... na co tylko mamy ochotę. Nam się chciało z czekoladą. Jedno okienko wylądowało w każdej babeczce. Agatka pilnowała, żeby nie ominąć ani jednej :)

Wkładam do piekarnika na 25 minut (180 stopni)

i patrzymy jak rosną.
Smacznego!


P.S. Nie mam zamiaru tworzyć bloga kulinarnego. Raczej pokazać z praktycznego punktu widzenia, jak można zorganizować gotowanie z dzieckiem :)

poniedziałek, 24 lutego 2014

Wędkarstwo pokojowe DIY

Gagatowy Tata jest zapalonym wędkarzem. Agatka nieraz obserwowała tatę, podczas połowów, przegląda z nim jego różne gadżety i akcesoria.
Mąż wielokrotnie namawiał mnie na zakup plastikowej wędki z rybkami, jednak ja nigdy nie uległam (nie lubię chińskiego badziewia).
Dlatego zrobiłyśmy wersje home made.






Z foli aluminiowej zrobiłam coś na kształt rybki. Agatka pomalowała je plakatówkami. Rybki długo schły. Zrobiłyśmy dwa rodzaje czerwonych i niebieskich. Docelowo miały być we wszystkich podstawowych kolorach, ale do realizacji planu nie doszło ;)






Do każdej rybki przyczepiłam spinacz biurowy. Gagatkowy Tata wyszperał spory magnes (okazało się, że aluminiowe rybki są dosyć ciężki) przywiązał żyłką do "czegoś" (nie mam pojęcia co to :)).

Wpadł też na inny fajny pomysł, poszukał swoich starych gumowych przynęt (podpytałam są tanie ok. 2 zł za sztukę), zamiast haczyków włożył spinacze i szał jest :)



Ja oczywiście wprowadzam elementy edukacyjne i proszę, by segregowała tu niebieskie, tu czerwone, tu rybeczki. Motoryka, koordynacja wszystko pracuje. I ile radości :)

Przepraszam za zdjęcia koszmarnej jakości. Ale obecnie zrobić Agacie nie poruszone zdjęcie graniczy z cudem, plus miałyśmy koszmarne światło.

niedziela, 16 lutego 2014

O wspólnym spaniu z dzieckiem moim okiem

Wspólne spanie z dzieckiem jest tak stare jak stara jest ludzkość. Dawien dawno, kiedy jeszcze antywłamaniowe zamki typu gerda nie istniały, a do jaskini mógł wejść każdy, kto tylko miał ochotę, naturalnym było, że z dzieckiem należy spać, żeby w razie wizyty niezbyt miłego kotka czy innego zwierza szybko chwycić potomstwo i uciec. Czasy się zmieniły, mamy drzwi i okna i nikt nie przychodzi, bez telefonicznej zapowiedzi (nad czym ubolewam), a pod domostwem przechadzają się jedynie dachowce, także spanie w jednym legowisku nie jest konieczne by przetrwać.
A jednak grono rodziców świadomie wybiera wspólne łoże co-sleepieng (bardziej naukowo brzmi). 

Jestem za czy przeciw?
Ano za, z tym, że stawiam pewne warunki :)
Nic na siłę.
Jeśli się trafi taki lubiący samodzielne spanie egzemplarz (jak mój ;)) to nie widzę sensu. Moja córka jako noworodek i niemowlak zasypiała odłożona do łóżeczka. I nie widzę powodu, żeby spać z dzieckiem na siłę. 
Z drugiej strony, jeśli rodzice nie chcą spać z dzieckiem, z różnych powodów, to też nie widzę powodów do robienia czegoś wbrew sobie. Jednak jestem ogromnym wrogiem wszelakich treningów zasypiania (brr... typu 3/5/7). Szukałabym jakiegoś pokojowego sposobu, typu odkładanie, trzymanie za rączkę itp.

A propo treningów (brr) zasypiania nie rozumiem tego, że ktoś (kto często nazywa się specem od dzieci) może wymagać od dziecka, często niemowlaka samodzielności w zasypianiu. Wyobraźcie sobie, że nie umiecie się poruszać, nie umiecie mówić, nikt Was nie rozumie. I nagle ktoś Was zostawia gdzieś samo, krzyczycie ile sił w płucach, minute, dwie, pół godziny, godzinę i przestajecie. Dlaczego? Dlatego, że nagle przyszła Wam do głowy myśl, aha nic mi się nie stanie, mogę spać. Nie! Dlatego, że uświadamiacie sobie, że i tak nikt nie przyjdzie. Można nauczyć dziecko, że jego miejsce do spania jest w innym miejscu, ale starsze, rozumniejsze i w sposób, który nie godzi w jego poczucie bezpieczeństwa.

Z jednej strony panuje presja, że wspólne spanie to na bank rozwala życie intymne rodziców (bzdura, no chyba, że związek jest tak mało kreatywny, że nie umie sobie poradzić w tej kwestii), że jest niebezpieczne (tja jakby tak było już dawno byśmy wyginęli) i powoduje, że wychowamy życiową sierotę, mamisynka itp (brak słów). Przyzwyczai się (ha! o przyzwyczajeniu muszę popełnić osobny post)
Z drugiej strony słyszymy, że wspólne spanie to bliskość (są inne sposoby), wygoda (zależy jak dla kogo).
Wg mnie w wychowaniu dziecka nie ma czerni i bieli (pomijam skrajne i patologiczne przypadki), najważniejsze to znaleźć kompromis między potrzebami dziecka, mamy, taty, małżeństwa. A ten u każdej rodziny może wyglądać inaczej. To samodzielna decyzja.




Jak to wygląda u nas:
Gagatka zasypia z nami (różnie albo ktoś kładzie się w jej łóżku albo usypia u nas - to jej decyzja), po czym mąż odkłada ją do jej łóżeczka, najczęściej nad ranem znów przychodzi do nas i śpi do rana. Robimy to ze względu na Gagatkowego tatę, gdyż my obie lubimy mieć dużo przestrzeni podczas spania i dla niego miejsca już brakowało. (a nie jestem zwolenniczką przeprowadzki jednego z rodziców na inne łóżko).
Agata przechodziła różne etapy, spania z nami, spania samodzielnego, spaniu na jej łóżeczku tylko z tatą, albo tylko z mamą, miała potrzebę bujania...



piątek, 14 lutego 2014

Walentynki - DIY z dzieckiem

Nie obchodzimy z mężem walentynek...
Ale nie mam nic przeciwko temu świętu. Każdy pretekst do obdarowywania jest dobry :)
Postanowiłyśmy zrobić z córką walentynkę dla taty. Trochę się nagłówkowałam, żeby było prosto, żeby 2,5 latka sobie poradziła i jednocześnie efektownie. Podinspirowałam się w google i zrobiłyśmy coś takiego



Serduszko z rączek jest słabiutkie, bo rączki malutkie :)
Odrysowałam, wycięłam, Agatka sama pomalowała pastelami. Potem wycięłam ramkę i serduszka, a Agatka sama naklejała. Wspólnie zrobiłyśmy napis. Niestety nie znalazłam w domu nawet małego skrawka wstążki. Nitkę dzielnie Agatka sama przewlekła.
Teraz czekamy na tatę i jego minę :)

czwartek, 13 lutego 2014

Teatr - pierwsze spotkanie

Mama kocha teatr. I miłością do teatru chcę zaszczepić córkę. Długo się wahałam, kiedy nadejdzie odpowiedni czas, kiedy Agatka będzie wystarczająco duża, żeby zrozumieć i wysiedzieć. Wiem, że w dużych miastach organizowane są specjalne spektakle dla takich maluszków, mieliśmy nawet wybrać się do W-wy, ale ceny biletów troszkę nas zniechęciły. 
Nie chciała góra przyjść do Mahometa, więc Mahomet przyszedł do góry.
Pewnego dnia będąc na spacerze dojrzałam ogłoszenie, że kielecki Teatr Lalki i Aktora Kubuś przyjeżdża ze spektaklem do naszego miasteczka. Super pomyślałam. Jeszcze bardziej ucieszyłam się jak dojrzałam napis, wstęp wolny ;)
Okazało się, że spektakl wystawiony jest w ramach programu Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego TEATR POLSKA finansowanego ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Świetna inicjatywa, wielkie brawa dla pomysłodawcy, dzięki niemu dzieci z małych miejscowości i wiosek mogą zobaczyć co to jest ten cały teatr.
Cały dzień trajkotałam, że idziemy do teatru, ubrałyśmy się ładnie (ale bez przesady). Pierwszy szok Agatki - o jeju ile dzieci. Zajęłyśmy miejsca, okazało się, że fotele są odrobinę za wysokie i Agu musi mi siedzieć na kolanach, żeby coś zobaczyć. Nagle przygasły światła i zaczęło się...
Ja miałam łzy w oczach, bardzo emocjonalna się zrobiłam i przeżywam strasznie pierwsze razy...
Akcja rozgrywa się w trzech przestrzeniach - podziemnym, gdzie widzimy robale (lalki plus widoczni je animizujący aktorzy) i nadziemnym - rodzinka, wypoczywająca na działce, grana już "zwyczajnie". Trzecia do połączenie tych dwóch, czyli robaki wychodzą na powierzchnie - znów aktorzy.
Spektakl był bardzo ciekawy, jednak zdecydowanie za trudny dla 2,5 latki, ona zapamiętała, że były robaki i wielki kubek. Starsze dzieci pewnie zrozumiały ekologiczne przesłanie. Ale w teatrze nie chodzi tylko o zrozumienie sensu, a także o obcowanie ze sztuką, z inną formą przekazu.

Tutaj można przeczytać o spektaklu i obejrzeć zdjęcia. Niestety autorskich żadnych nie posiadamy :( Za to jesteśmy na kilku fotkach w gazecie ;)


środa, 12 lutego 2014

Smok jedzący kiszone ogórki (DIY z dzieckiem)

Jestem chora. Nie mam siły a fizyczne zabawy, a dziecko się nudzi. Poszukałam wytłoczki po jajkach i stworzyłyśmy z tego stwora zwanego smokiem/krokodylem, ale nie jest groźny, wg Agatki najbardziej lubi jeść kiszone ogórki :)


Najdłużej zeszło z pomalowaniem całego pudełka na zielono. Najtrudniejsze było czekanie aż wyschnie, później smok został pomalowany we wzory, zrobiłyśmy mu oczy i zęby i łapy. Zabawy było mnóstwo (bałaganu jeszcze więcej ;) ) Później Agatka straszyła nim wszystkich, po czym uspokajała, nie bój się, smak je tylko kisone ogólki :)




P.S. Chcę wrócić do pisania, pomysłów mam mnóstwo i chcę z Agatką ruszyć z metodą krakowską.
Do tego mamy mnóstwo zabawek do zrecenzowaia i książek. I chcę popisać trochę o moich poglądach wychowawczych i...